W SZKLARNI TRUDNIEJ NIŻ NA MARSIE
Rozmowa z Adamem Ławickim – projektantem i producentem systemów autonomicznych
Coraz głośniej o tym, że podobno macie wynalazek, który zrewolucjonizuje przyszłość?!
Może nie całą przyszłość, ale pewien jej obszar, a konkretnie uprawę roślin szklarniowych.
A cóż to za wynalazek?
Najprościej rzecz ujmując – fitomonitoring. W tej chwili robi się to ręcznie, czy też raczej naocznie. My pragniemy to zautomatyzować, jednocześnie zwiększając ilość dostarczanych informacji, a co za tym idzie i analiz. Chcielibyśmy, aby nasz robot działał autonomicznie. To znaczy, żeby działał sam, bezobsługowo.
O ile dobrze zrozumiałem, to jest jakaś wielka szklarnia pełna roślin i Wasz robot jeździ sobie po tej szklarni i ….?
Sprawdza jak się rośliny czują. Sprawdza kwestie oświetlenia, zaopatrzenia w wodę, czy nie ma szkodników.
Czyli robot zastępuje ogrodnika?
To zbyt proste. Ogrodników jest bowiem wielu. Nasz robot zastępuje specjalistę. Na zachodzie ktoś taki nazywany jest „greenfinger”, a jego wiedza to nie tylko owoc wyższych studiów, ale często obserwacji przekazywanych z dziada pradziada, z ojca na syna. W Holandii są takie gospodarstwa, gdzie od pokoleń uprawia się pomidory. I są pewne „tajemne” sposoby, aby te pomidory owocowały jak najobficiej i miały najlepszy ze smaków. Szczegóły takich upraw są często najpilniej strzeżoną tajemnicą rodziny.
No dobrze, ale skąd Wasz robot nie mający przecież dziada pradziada weźmie te sekretne informacje?
Bardzo dobre pytanie. Wyobraźmy sobie zatem szklarnię. 60 stopni Celsjusza, niesamowita wilgotność i wyobraźmy sobie starszego już wiekiem ogrodnika, który codziennie musi obejść swoich kilkanaście szklarni. Kilka hektarów. Raz, a czasami trzy razy dziennie. Rano, w południe i wieczorem. I to jest absolutne minimum. Tymczasem ogrodnik może być już starszy wiekiem, może być osłabiony chorobą, a może po prostu ma w tym czasie inne ważne zajęcia.
I nie może wyjść do szklarni. Co wtedy? Wówczas pojawia się Wasz robot, który go zastąpi. Ale to będzie jeżdżący robot czy zwykły czujnik w ścianie?
Jak najbardziej jeżdżący alejkami wśród roślin. Zbierający dane oraz próbki z każdej niemalże rośliny.
A nie odbiera on czasem pracy tym, którzy chcą pracować i chodzić po szklarniach trzy razy dziennie?
Wbrew pozorom nie. Greenfingerzy nie chcą bowiem przekazywać swej wiedzy innym. Tymczasem robot jest bezpieczny. Nikomu nic nie przekaże, nawet jeżeli zostanie skradziony ze szklarni, to jest tylko przekaźnikiem danych. Wszelkie algorytmy i dane ogrodnik ma w swoim komputerze i na podstawie tych informacji podejmuje określone działania.
Przepraszam, ale mam od razu skojarzenia kosmiczno-wojskowe. Bo tego typu roboty wykorzystywane są przecież jako łaziki marsjańskie i zwiadowcy na współczesnym polu walki. Czy tego ogrodnika można przerobić na robocopa?
Byli u nas przedstawiciele rozmaitych dziedzin, ale zobowiązaliśmy się do zachowania tych rozmów w tajemnicy. Zdradzić jedynie mogę, że trop kosmiczny jest jak najbardziej słuszny. Jak wiadomo studenci Politechniki Białostockiej dwukrotnie wygrywali swoim projektem marsjańskiego łazika. Myśmy skorzystali z ich doświadczeń.
No tak, w szklarni jak wiadomo jest zupełnie jak na Marsie.
Naszym zdaniem nawet trudniej. Wspominaliśmy już o wilgotności i temperaturze. Do tego dochodzi podłoże i waga sprzętu. Tamten robot poruszał się wśród twardych skał, nasz ma być autonomiczny i poruszać się będzie wśród delikatnych roślin.
W ten sposób o tym nie myślałem. Ale skąd u Was ta wiedza? Kontaktowaliście się już z ogrodnikami?
Ależ oczywiście. Na każdym etapie naszej pracy zwracaliśmy się do nich z pytaniami i wątpliwościami. Współpracowaliśmy też z Uniwersytetem w Holandii, który opracował szereg markerów po rozmowach z ogrodnikami.
No dobrze. Robot wymyśliliście w Białymstoku, a produkowany będzie gdzie?
Tutaj. W Białymstoku.
Gdzie? Jak?
Normalnie. Należymy do Klastra Obróbki Metali, jest to jeden z krajowych klastrów kluczowych. I nawzajem się uzupełniamy. My zajmujemy się przede wszystkim przekuciem pomysłu na produkt. Oni zaś masową produkcją. W naszym klastrze są firmy, które mogą wykonać takiego robota bez problemu. Ale rzeczywiście budzi to powszechne zdziwienie. Gdziekolwiek nie zajedziemy i z kimkolwiek nie rozmawiamy, zawsze słyszymy takie zdziwione głosy „Robot z Podlasia? Przecież tam się jeździ po grzyby!”.
Kiedy zatem rusza produkcja?
Ha! W tej chwili trwa batalia z rozmaitymi urzędami. Czasem łatwiej jest bowiem wymyślić robota i go zbudować, niż otrzymać dofinansowanie. Musimy przebrnąć przez papierologię.
Tymczasem jak słyszę, chętni już pukają do Waszych drzwi.
Zgłosiło się dwóch największych polskich producentów, chętni do przetestowania są również Holendrzy. Zamówili dwadzieścia sześć egzemplarzy. Jeśli się sprawdzą – ruszą prawdziwe zamówienia.
Szklarnie istnieją na całym świecie, nawet w tak ciepłej zdawałoby się Hiszpanii.
I w Maroku. Rozmawialiśmy już z Hiszpanami i Marokańczykami. Też są zainteresowani.
Zamówień Wam zatem nie powinno zabraknąć. I co dalej? Spoczywacie na laurach i patrzycie na rosnące konta, czy już wymyślacie coś nowego?
Ciekawy punkt widzenia. Oto pasibrzuchy patrzą na rosnące konta. Tymczasem my widzimy to w ten sposób, że zarobione pieniądze inwestujemy w dalszy rozwój firmy. W tworzenie nowych miejsc pracy. Od lat mówi się o tym, że z Białegostoku wyjeżdżają młodzi ludzie, gdyż nie mogą znaleźć tu miejsca na realizację swoich pomysłów i wiedzy. My mamy nadzieję takie miejsce stworzyć lub choćby dać przykład – że nie trzeba wcale wyjeżdżać. Że również tu można żyć, pracować i się rozwijać.
Zwracam honor. Macie już nowe pomysły?
Oczywiście. Robot nie jest naszym pierwszym pomysłem. Stworzyliśmy już stystem zarządzający ruchem pacjentów. Poza tym właśnie kończymy przelewać wizje usprawnienia placówek medycznych na papier. Dodatkowo nie są to nasze jedyne projekty, ale nie o wszystkich możemy mówić.
No w końcu! Też będzie jeździł robot i ustawiał ludzi w kolejkach?
Raczej myśleliśmy o czymś dużo mniejszym, zgrabnym, dla każdego pacjenta. Jesteśmy już umówieni na szereg spotkań i rozmów.
Dziękuję za rozmowę. Mam jeszcze jedno prywatne pytanie. Mój dziesięcioletni syn ciągle siedzi przed komputerem. Gonić Go czy chwalić?
Jeżeli gra cały czas w gierki to gonić. Jeżeli bierze śrubokręt i rozkręca, próbuje coś zmodyfikować, to nawet jeśli spowoduje spięcie czy wybuch należy dziecko pochwalić.