fot. Pixabay

Czy marzy nam się „życie jak w Madrycie”? Stare powiedzenie wciąż dobrze brzmi, o ile nie zastanawiamy się za bardzo, co dokładnie znaczy. Oczywiście, Hiszpania pozostaje pięknym i nieco bogatszym od Polski krajem. Bezrobocie jest jednak najwyższe w UE. Ale, faktycznie, nie w Madrycie. Hiszpania jest świetnym przykładem na to, jak rozwój skoncentrowany w centralnej metropolii może doprowadzić do zapaści gospodarczej i społecznej olbrzymich połaci kraju. Jest to zjawisko znane z różnych miejsc na świecie, do niedawna opisywane głównie na podstawie krajów rozwijających się. W Nigerii – to doskonały przykład znany od dekad – Lagos jest zupełnie innym światem, niż o wiele biedniejszy interior. Dla nas jednak przypadek hiszpański jest szczególnie pouczający, bo dotyczy kraju podobnej wielkości i europejskiego.

fot. Pixabay

Zjawisko znane jako „España vaciada” – „pusta Hiszpania” dotyczy regionów położonych poza kręgiem przedmieść i podmiejskich ośrodków aglomeracji Madrytu. Najbardziej cierpią miasta i tereny w promieniu ok. 200 km, chociaż nie jest to ścisła granica. Metropolia, jak czarna dziura, wciąga zasoby: zdolną młodzież, wykształconych specjalistów, przedsiębiorców, inwestycje, kapitał zagraniczny – wewnętrzne i zewnętrzne czynniki rozwoju regionalnego. W Hiszpanii dotknęło to szczególnie regiony centralne i północno-zachodnie, zwłaszcza Kastylię-La Manchę, Kastylię i León oraz części Aragonii i Estremadury. Pozornie inaczej, ale w praktyce bardzo podobnie, rozwija się sąsiednia Portugalia, z tym, że w tym kraju kryzys dotyczy wszystkiego, co nie znajduje się na wybrzeżu Atlantyku. Rozciągnięta wzdłuż oceanu strefa rozwoju w ciągu ostatnich 30 lat wyssała zasoby z 80% reszty kraju.

W Polsce coraz częściej w debacie publicznej pada słowo „deglomeracja” – choć bywa mylnie rozumiane jako nakaz pakowania ministerialnych kartonów i rozwożenia ich po kraju. W istocie chodzi o coś daleko ważniejszego: o zachowanie i wzmacnianie lokalnych ekosystemów pracy, wiedzy i infrastruktury w średnich oraz małych miastach. Odpływ ludzi i kapitałów oznacza zapaść społeczno-gospodarczą, która przypomina zjawisko równi pochyłej. Niczym w subtelnych analizach przyczyn rozbieżnych dróg rozwoju krajów średniowiecznej Europy, autorstwa Braudela i Wallersteina, niewielkie różnice w warunkach początkowych: trochę mniej inwestycji, trochę biedniejsze uczelnie, większa odległość do portów lotniczych i autostrad – po kilku dekadach prowadzą do gigantycznych różnic w rozwoju gospodarczym.

fot. Pixabay

Wyludnianie oznacza spadek lokalnych dochodów, co prowadzi do zamknięć szkół, posterunków policji, szpitali i banków. Coraz trudniej o usługi podstawowe. Gospodarki lokalne, wcześniej oparte na rolnictwie, leśnictwie czy niewielkim przemyśle, nie zdołały się zmodernizować ani przestawić na nowe modele gospodarcze, np. turystykę czy usługi.

Polska należy do najbardziej scentralizowanych państw UE: w Warszawie kumuluje się 60% miejsc pracy w administracji centralnej, 70% rynku venture capital i niemal wszystkie siedziby agencji rządowych. Już powstała 15 lat temu Długookresowa Strategia Rozwoju Kraju (oficjalny dokument strategiczny państwa) wprowadziła pojęcie „warszawocentryzmu” – przynajmniej w deklarowanym modelu rozwojowym kraju podkreśla się problem wzrastającego dystansu pomiędzy „centrum” a „prowincją”. W Strategii stwierdza się, że długoterminowa perspektywa rozwoju musi uwzględniać między innymi odpowiedzi na dwa wyzwania: odrabianie zaległości cywilizacyjnych (infrastruktura czy modernizacja gospodarki) oraz budowanie nowych przewag konkurencyjnych opartych o szeroko pojęty kapitał intelektualny, czyli budowanie podstaw dla innowacyjności kraju. Strategia wprowadza pojęcie modelu solidarności, mającego być zasadą równoważącą polaryzacyjne mechanizmy rozwojowe.

Dobrze rozumiany postulat deglomeracji nie musi oznaczać (nawet nie powinien) wyprowadzkę ministerstw do odległych zakątków kraju, ale budowanie wieloośrodkowej sieci rozwoju, w której stolice regionów – Lubin, Opole, Białystok, Kielce czy Rzeszów – pełnią realne funkcje metropolitalne, a kilkudziesięciotysięczne miasta nie stają się „zasobnikami” taniej siły roboczej dla stolicy. Te ostatnie – dawne miasta wojewódzkie, potrzebują osobnej strategii utrzymania i rozwoju swojego potencjału. Takie miasta, jak Zamość, Tarnów, czy Łomża, to szczególny przypadek, ze względu na doświadczenie podwójnej presji: potężnego centrum w Warszawie i balansujących między marginalizacją a statusem regionalnych ośrodków wzrostu obecnych stolic województw. Nie ma jednej, obiektywnej perspektywy: inaczej wygląda „warszawocentryzm” z perspektywy Lublina, inaczej z Zamościa, inaczej z Kraśnika.

fot. Pixabay

Najtwardszą walutą XXI w. jest kapitał ludzki. Dlatego podstawą rolę pełnią uczelnie, jak Akademia Nauk Stosowanych w Nowym Sączu czy Politechnika Opolska, które kształcą inżynierów potrzebnych lokalnym firmom, przy okazji tworząc popyt na kulturę, mieszkania i transport. Podobnie kluczową rolę w rozwoju małych i średnich miast są dobrze dofinansowane szkoły średnie, które potrafią zatrzymać młodych w mieście na kluczowym etapie życia. Zasada jest prosta: bez dobrych szkół średnich nie ma dobrych uczelni; bez uczelni – nie ma inwestorów.

Instytucje publiczne i należące do skarbu państwa z punktu widzenia tzw. „prowincji” pełnią podwójną rolę: utrzymują miejsca pracy dla dobrze wykształconych specjalistów o mocnej pozycji na rynku pracy, oraz służą wszystkim mieszkańcom poprzez swoje podstawowe funkcje. Są to instytuty naukowe, oddziały PAN, centra badawczo‑rozwojowych spółek Skarbu Państwa, sądy, teatry czy filharmonie. Również wybrane instytucje centralne, jak Główny Urząd Miar z siedzibą w Kielcach – to precedens, który nie musi być wyjątkiem. Dla mniejszych miast ważne są zupełnie podstawowe instytucje: od szpitali powiatowych po likwidowane przed 2015 rokiem komisariaty policji w miejscowościach gminnych.

Wreszcie infrastruktura: rozwój wymaga też fizycznego skomunikowania kraju, modernizacji dróg i linii kolejowych. Rządowy program budowy Centralnego Portu Lotniczego, w swojej pierwotnej postaci (co z niego pozostanie?) zakładał m. in. olbrzymie inwestycje w linie kolejowe w całym kraju. Często przywracające kolej tam, gdzie zniknęła ona 30 lat temu. Transport to też porty lotnicze – Podlasie jest absolutnym wyjątkiem w skali UE jako tak duży, rozwinięty region, pozbawiony regionalnego portu lotniczego. Ale infrastruktura to także nowoczesna teleinformatyka. Według raportu Digital Poland, wdrożenie 5G może stworzyć w Polsce 98 tys. nowych miejsc pracy do 2028 r., o ile zasięg obejmie także powiaty ziemskie, a nie tylko duże aglomeracje. Światłowód i niskoemisyjna energia mogą decydować, czy start‑up powstanie w Chełmie, czy przeniesie się na Mokotów.

fot. Pixabay

Deglomeracja nie jest anty‑Warszawska, ale pro‑Polska. Jej sednem jest gęsta sieć równorzędnych węzłów – miast, w których najlepsze liceum może mieć taki sam prestiż, jak w stolicy, uczelnia prowadzi badania użyteczne lokalnym firmom, a pociąg odjeżdża co godzinę. Państwo powinno więc stabilnie finansować szkoły i uczelnie w miastach 50–300 tys. mieszkańców (granty dydaktyczne, fundusze rozwojowe). Uczelnie wyższe o znaczeniu regionalnym i subregionalnym powinny mieć dodatkową ścieżkę finansowania badań i rozwoju, aby wyrównać szanse w konkurencji z kilkoma dominującymi uniwersytetami. Należy priorytetyzować transport regionalny: linie kolejowe i drogi łączące stolice powiatów z miastami wojewódzkimi. Warto stawiać na rozwój „Smart Grid” (inteligentna sieć energetyczna) i 5G poza metropoliami, aby „praca z chmury” była możliwa z Suwałk i Zamościa. Trzeba też rozszerzyć model „urzędów partnerskich”, w których oddziały agencji centralnych działają w ośrodkach regionalnych.

Czy to wszystko się opłaca? Nie warto utrwalać podziału na „Polskę A” i „Polskę B”, ani pozwalać na co raz większe różnice w poziomie życia w stolicy i całej reszcie kraju. Deglomeracja to nie geograficzne domino, lecz inwestycja w miejsca, gdzie ludzie – niezależnie od kodu pocztowego – mogą żyć, uczyć się i tworzyć wartość. Nie chcemy, by Warszawa stawała się Lagos Europy Środkowej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here